Ostatnimy czasy główne mainstreamowe, w tym i publiczne nadwiślańskie media, zajęły się intensywną promocją filmu "Chodorkowski" w reżyserii Cyrila Tuschi. O różnych porach dnia w adycjach telewizyjnych i radiowych odbiorca był zalewany informacjami o przybyłym z USA synie skłóconego z Kremlem oligarchy Pawełem Chodorkowskim, który tłumaczył jak to jego ojciec doszedł do majatku ciężką i uczciwą pracą, a następnie został skrzywdzony i ukarany przez okrutne władze więzieniem.
Mając na uwadze bardzo cieżką współpracę z władzami w Moskwie w załatwianiu spraw prioretytowych dla Polski (polityka energetyczna, eksportowa, militarna, wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej i inne) oraz dużą powściągliwość mediów we wspieraniu polskich racji, ponoć mając na względzie "nie drażnienie groźnego sąsiada" obserwowane wzmożone zainteresowanie, może i kontrowersyjną ale bądź co bądź wewnetrzną sprawą Rosji, jaką jest bajeczny wzlot, a następnie siermiężny upadek pana Chodorkowskiego, budzi co najmniej zdziwienie.